Psycholog: katastrofy łączą, ale potem każdy zostaje sam
INFORMATOR. Kraj

Fot. PAP / Piotr Polak
Sąsiedzka pomoc w trakcie powodzi to normalne zjawisko - oceniła w rozmowie z PAP psycholog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej dr Magdalena Kaczmarek. Jak zastrzegła, więzi te zanikają jednak, kiedy każdego z osobna przytłoczy proza życia.
Psycholog podkreśliła, że mobilizacja do wspólnego działania jest częsta w obliczu katastrofy, czyli takiego nieszczęścia, które dotyka nie jedną osobę lub rodzinę, ale dużą grupę ludzi jednocześnie. "To nie jest nic niezwykłego. O wiele rzadziej występują zachowania egoistyczne, czyli takie, że każdy próbuje ratować tylko siebie. Bardzo rzadka jest też panika" - tłumaczyła.
Kaczmarek podkreśliła, że zjawisko nazywane w psychologii mobilizacją wsparcia społecznego jest powszechne i występuje w każdym społeczeństwie, niezależnie od tego, czy tworzy ono na co dzień silne więzi. Chociaż, jeśli tzw. kapitał społeczny jest większy, to ta mobilizacja przebiega szybciej i sprawniej.
"W takiej sytuacji, mimo silnego stresu, może występować nawet poczucie euforii i zadowolenia ze wspólnego działania na rzecz ogółu. Ludzie w takiej grupie czują się sobie bliscy" - powiedziała psycholog.
Niestety, tego stanu, określanego też przez psychologów mianem "wzlotu utopii", nie da się utrzymać długo. Kiedy mija bezpośrednie zagrożenie, poczucie wspólnoty i zapał do pomagania stopniowo mijają. Wraca szara rzeczywistość i każdy z osobna zostaje przytłoczony masą kłopotów, zarówno natury psychologcznej, jak i materialnej. I musi się z nimi uporać sam. "Wtedy każdy czuje, że to on potrzebuje pomocy i nie ma już siły jej udzielać. Bilans jest więc niekorzystny" - tłumaczyła Kaczmarek.
Taki stan z kolei prowadzi często do konfliktów i wzajemnych pretensji. "To także jest typowe. Kiedy odwiedza się po kilku miesiącach taką społeczność, która w czasie powodzi pomagała sobie z takim zapałem, to okazuje się, że jest ona pogrążona w różnego rodzaju konfliktach. Ludzie mówią, że sąsiad dostał więcej pomocy, a sam myśli tylko o sobie, albo że ktoś inny dostał coś, co mu się nie należało i tak dalej. I wszyscy czują się pokrzywdzeni" - powiedziała.
Jak podsumowała Kaczmarek, z prozą życia, kiedy opadnie woda, wszyscy muszą uporać się sami.
Psycholog podkreśliła, że mobilizacja do wspólnego działania jest częsta w obliczu katastrofy, czyli takiego nieszczęścia, które dotyka nie jedną osobę lub rodzinę, ale dużą grupę ludzi jednocześnie. "To nie jest nic niezwykłego. O wiele rzadziej występują zachowania egoistyczne, czyli takie, że każdy próbuje ratować tylko siebie. Bardzo rzadka jest też panika" - tłumaczyła.
Kaczmarek podkreśliła, że zjawisko nazywane w psychologii mobilizacją wsparcia społecznego jest powszechne i występuje w każdym społeczeństwie, niezależnie od tego, czy tworzy ono na co dzień silne więzi. Chociaż, jeśli tzw. kapitał społeczny jest większy, to ta mobilizacja przebiega szybciej i sprawniej.
"W takiej sytuacji, mimo silnego stresu, może występować nawet poczucie euforii i zadowolenia ze wspólnego działania na rzecz ogółu. Ludzie w takiej grupie czują się sobie bliscy" - powiedziała psycholog.
Niestety, tego stanu, określanego też przez psychologów mianem "wzlotu utopii", nie da się utrzymać długo. Kiedy mija bezpośrednie zagrożenie, poczucie wspólnoty i zapał do pomagania stopniowo mijają. Wraca szara rzeczywistość i każdy z osobna zostaje przytłoczony masą kłopotów, zarówno natury psychologcznej, jak i materialnej. I musi się z nimi uporać sam. "Wtedy każdy czuje, że to on potrzebuje pomocy i nie ma już siły jej udzielać. Bilans jest więc niekorzystny" - tłumaczyła Kaczmarek.
Taki stan z kolei prowadzi często do konfliktów i wzajemnych pretensji. "To także jest typowe. Kiedy odwiedza się po kilku miesiącach taką społeczność, która w czasie powodzi pomagała sobie z takim zapałem, to okazuje się, że jest ona pogrążona w różnego rodzaju konfliktach. Ludzie mówią, że sąsiad dostał więcej pomocy, a sam myśli tylko o sobie, albo że ktoś inny dostał coś, co mu się nie należało i tak dalej. I wszyscy czują się pokrzywdzeni" - powiedziała.
Jak podsumowała Kaczmarek, z prozą życia, kiedy opadnie woda, wszyscy muszą uporać się sami.
Poinformuj znajomych o tym artykule:
Inne w tym dziale:
- Żylaki. Leczenie żylaków kończyn dolnych. Bydgoszcz, Inowrocław, Chojnice, Tuchola. REKLAMA
- Ministerstwo Zdrowia wprowadza zmiany w programie B.113. Eksperci i pacjenci dziękują za wysłuchanie postulatów
- Dr Anna Witowicz z Europejskim Certyfikatem Specjalisty Niewydolności Serca
- Jest ostateczna lipcowa lista refundacyjna. Dużo ważnych zmian w onkologii
- Czy seniorzy będą mieli dostęp do najskuteczniejszejochrony przeciw grypie?
- Nowotwory krwi: przełomy w leczeniu, aktualne potrzeby refundacyjne
- Polska wciąż na szarym końcu na tle Europy
- Każda rana wymaga właściwej opieki – kompleksowe podejście do leczenia ran i profilaktyki zakażeń
- Choroba Parkinsona – coraz więcej chorych, coraz pilniejsza potrzeba uruchomienia programu opieki kompleksowej
- „Ambasadorzy profesjonalnej terapii ran” – konkurs dla pielęgniarek i położnych, które zmieniają standardy leczenia ran
- Plaga niewydolności serca: Statystyki nie pozostawiają złudzeń
- Wszystkie w tym dziale
REKLAMA
![]() |